O walce z grawitacją - sposoby na opadające powieki
Z góry uprzedzam, że będzie to bardzo długi wpis, także przygotujcie sobie jakąś herbatkę, kocyk i zapraszam do czytania. :)
Kilka miesięcy temu, po tygodniu spania po kilka godzin na dobę, jedna z moich powiek, a w zasadzie skóra nad jedną powieką, zaczęła opadać ( tzw. opadająca powieka). Zapewne przyczyniła się do tego zarówno delikatna asymetria twarzy (jedna brew wyżej, druga niżej), utrata 20 kg (po nagłym utracie wagi rozciągnięta skóra nie nadąża często ze skurczaniem), jak i wiek. Około 30 roku życia czas daje o sobie niestety znać. Pogarsza się napięcie skóry oraz stopniowo zmniejsza się wytwarzanie elastyny i kolagenu. Co źródło to inne dane, jednak rocznie jest to 1 - 2 %, według niektórych źródeł nawet w 25 roku życia rozpoczyna się ten proces. Jeśli dołożyć do tego pierwsze początki ubytku tkanek podskórnych (kostnej, łącznej, tłuszczowej), nagle okazuje się, że nasza trzydziestoparoletnia facjata nie przypomina już tej z czasów studiów. Opadające powieki to tylko jeden z problemów. Cienie pod oczami są większe, zmarszczek mimicznych przybywa, wokół ust pojawiają się nierówności, skóry na linii żuchwy jest jak by więcej... Pewnego dnia patrzymy na zdjęcia z imprezy i się nie poznajemy. Gołym okiem widzimy, że objętość naszej twarzy, jej kontur, trochę się zmienił. Tragedii nie ma, dalej wyglądamy dobrze, ale przychodzi taki dzień, że do każdego z nas dociera, że zegar biologiczny i dla nas tyka. :-)
Jako osoba lubująca się w robieniu sobie selfie, kilka miesięcy temu z przerażeniem odkryłam, że jedna z moich powiek opada. Jedna! Długo zajęło mi zrozumienie z czego to wynika, a naprawdę, podejrzewałam już nawet jakąś miastenię czy Bóg wie co. Byłam z tym u nerologa, okulisty, miałam przeprowadzaną próbę tężyczkową, miasteniczną, badanie dna oka... Oczywiście badania nic nie wykazały. Okulistka stwierdziła jedynie, że mam asymetrię, ale nie ma co się przejmować, bo
każdy ma asymetrię. Opadające powieki / powieka? Neurolog wzięła mnie za hipochondryczkę, powiedziała, że nic nie widzi, ale się uparłam i skierowała mnie z łaską na badania. Szczerze powiedziawszy, wiązałam tę powiekę z bólem mięśni i stawów, który pojawił się u mnie pod koniec zeszłego roku. Czułam niemal każdy mięsień, nawet te na szczęce, palcach czy podeszwach stóp! A jak z mięśniami było OK, to pojawiał się ból stawów. Tak na zmianę, falami, koszmar jakiś. I do tego jeszcze siniaki czy tam plamy przypominające siniaki, już sama nie wiem co to było, ale potrafiło pojawić się przy nadgarstku, na kolanie, piszczeli, nawet na palcu wskazującym! Robiłam mnóstwo badań, odwiedzałam lekarza po lekarzu, od internisty, prze ortopedę, neurologa, reumatologa, na hematologu skończywszy. Nadeszła wiosna i problemy zniknęły, jednak przyczyna do dziś pozostaje zagadką. Jedyny plus, jedno z badań wykazało niską zawartość witaminy D3 we krwi, a inne ... osteopenię. Ciekawe, na ile taka osteopenia może wpłynąć na wygląd twarzy czy opadające powieki. :-) Teściowa mnie ostatnio uświadomiła, że
wiele kobiet przez 5 lat po porodzie ma osteopenię. Być może tak jest, ale w moim przypadku na pewno ogromne znaczenie miało bycie wiecznie na diecie i steroidowe leki przeciwzapalne na astmę, które biorę od 18 roku życia. Ponoć sterydy to jedna z najczęstszych przyczyn osteopenii. A jeśli dołożyć do tego jeszcze mało wapnia w diecie, ciążę, karmienie piersią i rok odchudzania 6 miesięcy po porodzie to... witaj wstępie do osteoporozy! Kończąc już ten wątek, bo nie o tym miał być przecież post, wzięłam się porządnie za siebie i od kilku miesięcy zaprzyjaźniłam się z serem żółtym, sardynkami, mlekiem i suplementami: preparatem o nazwie
Osteogenon (niestety na receptę) i witaminą D3+K2 (ja kupuję
tę i bardzo fajnie działa - po 3 miesiącach poziom witaminy D3 wzrósł z 28 ng ml do 54 mg/ml!). Na jesień mam dostać "coś mocniejszego", a za 9 miesięcy powtórzyć densytometrię (badanie gęstości kości). Trzymajcie kciuki...
Opadająca powieka bez makijażu i z makijażem
Wracając do tej nieszczęsnej powieki (jak widać na powyższych zdjęciach, lewej), pewnego dnia odkryłam, że skóry nad okiem jest więcej, a nad okiem pojawiła się harmonijka, przez co wydawało się ono mniejsze. Mam okrągłą twarz, przez co oczy i tak wydają się małe (bez makijażu ani rusz), więc byłam zrozpaczona. Po pomalowaniu oczu eyelinerem, na jednej powiece widać było kreskę i kawałek powieki, na drugiej tylko kreskę... Wyglądało to trochę tak, jak bym była opuchnięta. Nie pomagało
masowanie, aplikowanie aptecznego żelu ze świetlikiem, przykładanie kostek lodu, ogórka czy... smarowanie kremem na blizny. Tak tak, ponoć jedną z metod na opadające powieki jest ściąganie obwisłej skóry poprzez nakładanie preparatu o nazwie
Cepan (okropnie jedzie cebulą!) No mi nie pomógł. Podobnie jak nie pomogło
smarowanie skóry białkiem jaja kurzego. :-) Jak tak przeszukać porządnie internety, poczytać fora i blogi, prześledzić komentarze, to nagle okazuje się, że robi się cała lista domowych sposobów na opadające powieki. Tu będziecie je mieli w pigułce.
Przez pewien czas byłam bardzo zadowolona z
tasiemek na opadające powieki, kupowanych na Allegro. Te małe, beżowe paseczki idealnie stapiają się ze skórą, dzięki czemu nie wyróżniają się na powiece. Po ich UMIEJĘTNYM nałożeniu powieka robi się nagle o połowę większa, znikają załamania, cudo! Mało tego, po odklejeniu ich po kilku godzinach, stan powieki nie zmienia się przez kolejne kilka godzin, dzięki czemu jeśli boimy się, że ktoś znajdujący się bardzo blisko nas je zauważy lub mamy po prostu ochotę nałożyć cienie do powiek, zawsze możemy zrobić tak, że nakładamy paski na kilka godzin i ściągamy je przed wyjściem z domu. Malowanie powieki, na której znajduje się pasek nie daje już niestety takiego dyskretnego efektu. :( Ważne jest tu odpowiednie przyklejenie paska; nie może być on ani za wysoko ani za nisko, ale tuż poniżej linii załamania. Najlepiej poświęcić jedną, tudzież kilka tasiemek i spokojnie potrenować ich nakładanie, wypracować własną technikę, tak aby nie tracić później czasu na odklejanie i powtórne przyklejanie. A wierzcie mi, są dni (oczywiście wtedy, kiedy człowiek się spieszy), że jest się zadowolonym z efektu dopiero za, dajmy na to, piątym razem. Szczególnie, jak uszkodzimy pasek w momencie odklejania z "palety". Co istotne, na rynku są dwa rodzaje pasków - jedne są na złotym, a drugie na białym papierze. Tych drugich niestety nie polecam, bo najzwyczajniej w świecie... błyszczą się. Nie wiem czy to kwestia materiału, z którego są wykonane czy czego, ale na pewno nie dają one dyskretnego efektu. Ja kupowałam moje paski
tutaj. Z obawy, że znikną z rynku, zrobiłam sobie nawet mały zapas. :-) Jak wygląda oko przed i po nałożeniu tasiemki? Tylko patrzcie (na ostatnim zdjęciu widać efekt po nałożeniu paska i jasnego cienia do powiek.)
Paski, tudzież tasiemki na opadające powieki, to fajny wynalazek, jednak bez wątpienia nakładanie ich bywa momentami czasochłonne, po opaleniu się nie są już takie dyskretne (a przynajmniej z bliska i gdy spuszczamy wzrok). Nigdy nie wiadomo, kiedy znikną z rynku, no i, co tu dużo pisać, stanowią one sposób na wyeliminowanie skutku, a nie przyczyny. Postanowiłam zatem szukać dalej. Na jednym z forów babka pisała o tym, że skorzystała z masażu twarzy i po dwóch zabiegach problem zniknął. Pomyślałam sobie, czemu by nie spróbować. Zaszkodzić nie zaszkodzi, a kto wie, może pomoże. Wysłałam maile do kilku salonów z opisem mojego problemu i zapytaniem na ile masaż może być pomocny na opadające powieki. Jak się dowiedziałam, nie ma się co czarować, że jeden zabieg zdziała cuda. Potrzebna jest seria, najlepiej 10 masaży połączonych z akupunkturą kosmetyczną.
Pomyślałam, czemu nie. Zawsze to tańsze i mniej inwazyjne od korekcji powiek. Tak... Wtedy pojawiła się po raz pierwszy myśl o
plastyce powieki górnej. Albo nawet obydwu!
Blepharoplastyka to jednak droga impreza, dobry chirurg to koszt rzędu kilku tysięcy złotych, a i gwarancji udanego zabiegu nikt nam nie da. Wracając jednak do masażu, najpierw umówiłam się na zabieg w jednym salonie. Pani wymasowała mi skórę nad problematyczną powieką, po czym umieściła pod skórą całej twarzy cieniutkie igły i zostawiła mnie z nimi na pół godziny. Jak się wówczas dowiedziałam, za jednym razem można umieścić do 25 igieł. Nie było to bolesne, choć były miejsca, gdzie podczas ruszania mięśniami pojawiał się delikatny ból. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że igła wbita była właśnie w mięsień, a nie w skórę. Cóż, efektu po pierwszym zabiegu nie było, a portfel o 100 zł lżejszy. Po wyjściu z salonu miałam też mieszane uczucia względem profesjonalizmu masującej mnie osoby. Postanowiłam, że dam jeszcze szansę komuś innemu. I tak trafiłam do
Projekt Odnowa. Cóż, za niemal tę samą cenę, co w poprzednim miejscu, otrzymałam przyjemny
masaż kamieniami, akupunkturę kosmetyczną (chyba nieco bardziej przemyślaną, gdyż igły wbite były jedynie na początku, na środku i na końcu każdej brwi, plus na czole na wysokości środka źrenicy). To wszystko wykonywane było na saunie japońskiej, na której leżałam jedynie w stringach, przykryta grubym ręcznikiem. :-) W tle japońska melodia, przygaszone światła, wystrój rodem z Japonii - relaks pierwsza klasa! Pani Agata stymulowała mi także...
punkty na nogach, odpowiadające za produkcję kolagenu. Tak, tak, jest coś takiego. :D Jeden z nich znajduje się na stopie pomiędzy paluchem i drugim palcem licząc o wewnątrz, a drugi na wewnętrznej części łydki. Niestety, trochę to bolało... Kiedy następnym razem poprosiłam o skupienie się jedynie na twarzy, Pani Agata wyjęła takie specjalne urządzenie i okazało się, że można ów punkty stymulować bez wbijania igieł! Ciekawa jestem, jak by wyglądała moja opadająca powieka po serii 10 takich spotkań... Niestety, fundusze nie są z gumy, więc po 3 zabiegach zdecydowałam się spróbować czegoś innego, z czym wiązałam większe nadzieje:
masażu twarzy metodą Lari Yugai. I to był jeden z największych błędów mojego życia. Mnóstwo wyrzuconej kasy... Ale o tym
osobny post.
W międzyczasie stosowałam jeszcze
Facefitness, jednak jako osoba niecierpliwa, nie widząc efektów, szybko zaprzestałam ćwiczeń.
Gimnastyka twarzy ma wielu zwolenników. Sporo jest w sieci informacji na temat tego, jakie ćwiczenia warto wykonywać, chociażby filmiki takich Pań, jak
Irina Bjørnø czy
Eva Fraser. Myślę, że nie warto skreślać tej metody poprawy jędrności, jednak, jak ze wszystkim, i tu potrzebna jest systematyczność. Na ile jest to jednak profilaktyka, a na ile sposób na poszczególne problemy, zwłaszcza jeżeli rozchodzi się o opadające powieki, trudno mi się tu wypowiadać. Trzeba by tak naprawdę poświęcić się temu przez 2 miesiące, a nie 2 tygodnie i wtedy można wydawać opinię...
Oto ćwiczenia, które wykonywałam i do których pewnie jeszcze kiedyś wrócę (każde ćwiczenie robiłam przez 10 sekund i powtarzałam je łącznie 5 razy):
Naprzemienne zaciskanie oczu i ich szerokie otwieranie.
Przenoszenie wzroku jak najwyżej w górę.
Mrużenie oczu z palcami umieszczonymi 1 cm od zewnętrznych kącików oka (palce dociskają mocno skórę, a my mrużymy oczy, nie zamykamy ich zupełnie).
Mocne uciskanie łuków brwiowych na wewnętrznym końcu i na środku (palce środkowe umieszczamy na końcu, a wskazujący na środku brwi).
Uciskanie łuków brwiowych na zewnętrznym końcu.
Uciskanie (do bólu!) punktów, przechodzących przez źrenicę, a znajdujących się na brwi i na kości pod okiem. Palec wskazujący umieszczamy na środku brwi, palec środkowy na kości, mocno dociskamy.
Naciskanie brwiami na palce wskazujące - podnosimy do góry brwi, umieszczamy na górnych powiekach palce wskazujące (robimy z nich łuk przypominający nasze brwi) i dociskamy mięśniami palce.
Szczypanie skóry w okolicach brwi.
Kolejnym ze sposobów walki z opadającymi powiekami jest makijaż. Istnieją pewne
triki makijażowe, które mogą nam pomóc zakamuflować opadające powieki. Niektóre mogą zdziałać naprawdę
cuda. Opis krok po kroku jak taki makijaż wykonać znaleźć można na wielu stronach i portalach, np.
tutaj czy
tutaj.
Było już o maściach, jajkach, masażu, akupunkurze, ćwiczeniach, makijażu. Pora wysunąć cięższy kaliber. :-) Poszukując informacji na temat plastyki powiek, temat zatoczył koło i znowu pojawił się w mojej głowie. Natrafiłam na informacje odnośnie zabiegu o nazwie
PLEX-R. Na polskich stronach mało jest niestety opinii na ten temat. Ja korzystałam głównie z opinii i zdjęć na portalu
Realself. W Polsce zabieg ten jest wykonywany dopiero od tego roku. Za granicą dłużej, od kilku lat. Początki tej metody sięgają roku 2005. Z tego względu miałam pewne obawy. Zawsze staram się wybierać sprawdzone metody, choćby nie były one najlepsze. No ale cóż, byłam już taka wściekła z powodu tego oka, kasy, jaką z jego powodu wydałam, tego, że nie mogę używać eyelinera i jestem na łasce pasków, że postanowiłam, iż spróbuję. Ale tylko jedno oko... Szczerze powiedziawszy byłam pewna, że nawet jeżeli będzie efekt, to pojawi się on dopiero po trzech zabiegach. No może po dwóch. Tak, obstawiałam konieczność dwóch zabiegów... Prezentowane w sieci informacje opisują bowiem częściowe i czasowe podniesienie powieki. Częściowe, gdyż
opadająca powieka ma się podnieść o 30 %. Czasowe, ponieważ
efekty mają się utrzymywać 2 lata. Cóż, postanowiłam zaryzykować. A swoją drogą, zapewne skorzystam kiedyś z plastyki powiek, jednak wolałabym to zrobić bliżej czterdziestki niż trzydziestki... Gdzieś, kiedyś natrafiłam na informacje, że korekcję powiek górnych można wykonywać dwa razy w życiu i, że efekty utrzymują się 10 - 20 lat, w zależności od trybu życia, wahań wagi, tempa starzenia itd. Nie wiem, ile w tym prawdy, jednak nie chciałabym być w sytuacji, w której w wieku 60 lat ze względów zdrowotnych powinnam poddać się korekcji powiek, a nie mogę tego uczynić, bo przekroczyłam jakiś tam limit wykonanych zabiegów. :] A z drugiej strony, do każdego zabiegu trzeba przejść pewne kwalifikacje, mieć odpowiedni stan zdrowia, wykonać różne badania. Takie choroby jak cukrzyca, nadciśnienie czy nadczynność tarczycy są przeciwskazaniem do blepharoplastyki. Może zabrzmi to banalnie, ale czasem nie ma co czekać w nieskończoność i odkładać pewnych rzeczy na później, bo w pewnym momencie może być już po prostu za późno... I potem będziemy sobie pluć w twarz i żałować. Raz w życiu jest się młodym, piękne spojrzenie fajnie jest mięć zawsze, ale chyba najbardziej przydaje się ono w wieku produkcyjnym niż po menopauzie. :P
Wracając do zabiegu PLEX-R, choć ów
korekcja powiek jest bezoperacyjna, nie jest do końca zabiegiem przyjemnym. Nawet pomimo tego, że wykonywany jest on w znieczuleniu. Ból jest do przeżycia, u dentysty jest chyba gorzej, ale trzeba się nastawić na to, że będziemy czuli pewne palenie, że przez kilka dni będziemy opuchnięci jak po walce bokserskiej (widzenie jest wówczas trochę utrudnione) i, że przez tydzień lub dwa nie wyjdziemy z domu z powodu strupków nad okiem. W moim przypadku było to dokładnie czternaście dni, nie licząc spaceru w "zerówkach" z parasolem dnia jedenastego. :D Jeśli przeprowadzamy zabieg latem to jeszcze pół biedy, można się zasłonić okularami przeciwsłonecznymi. Aha, po zabiegu zero opalania przez kilka miesięcy. Po zejściu strupka skóra jest delikatnie zaczerwieniona. Ponoć może się to utrzymywać nawet 90 dni. Oby. :-) Pamiętam jak weszłam po zabiegu do samochodu i poczułam zapach spalenizny... Dziwne uczucie czuć od siebie taki zapach. :P Co do efektów, od mojego zabiegu mija dzisiaj miesiąc i jestem naprawdę zadowolona. Skóra jest napięta, szerokość obydwu powiek jest taka sama i mogę wreszcie malować się tak jak lubię. Jupi! A to wszystko za "jedyne" 500 zł, bo tyle kosztowała mnie ta impreza na jedno oko. 500 zł, a wydane wcześniej na ten cel 5000 zł - no jest różnica, prawda? Zgodnie z zaleceniami pani doktor, od pierwszego dnia po zabiegu cały czas stosuję podkład
Toleriane, La Roche Posay, który nie tylko ujednolica kolor skóry, ale także chroni ją i leczy (w Superpharm można go kupić za 65 zł jak by co). Ostateczny efekt ma być widoczny po 4 - 6 tygodniach. Myślę, że poczekam jeszcze miesiąc i w przypadku pogorszenia obecnego efektu wykonam zabieg ponownie. Jednym wystarcza jeden zabieg, innym potrzeba ich 2, czasem nawet 3, ale przyjmuje się, że wykonuje się 1 - 3 zabiegów w odstępie 6 - 8 tygodni. Zabieg wykonywałam u dr Anny Butowskiej w Klinice Kurban w Gdańsku. To, co wyróżnią tego lekarza, to na pewno nowoczesne podejście do pracy i otwartość na potrzeby pacjenta. Któż nie poczułby się bezpiecznie, pisząc do lekarza przed 23 na Facebook Messengerze i otrzymując po 10 minutach odpowiedź? :-) Pełną listę gabinetów, oferujących ten zabieg znajdziecie
tutaj. W Gdańsku jest ich bodajże cztery.
A teraz pora na zdjęcia. Pierwsze zostało wykonane 25.07.16, w dzień zabiegu, ostatnie 24.08.16, czyli wczoraj. Przedostatnie zdjęcie przedstawia dzień dwunasty. Kiedy odpadł ten zwisający strupek u góry, wyszłam wreszcie na dwór. :P
Zmierzając ku końcowi - tak właśnie wyglądała moja czteromiesięczna walka z opadającą powieką. Walka nierówna, wymagająca czasu, funduszy i samozaparcia. Póki co, jest ona walką wygraną, jednak zdaję sobie sprawę, że wygrałam bitwę, a nie wojnę, i jeszcze nieraz przyjdzie mi stoczyć kolejne bitwy. Cieszę się jednak, że wreszcie znalazłam skuteczny sposób, z jakiego będę mogła skorzystać w przyszłości i, że nie wymaga on nie wiadomo jakich nakładów finansowych.
A jakie są Wasze sposoby na opadające powieki? A może problemem jest tylko jedna opadająca powieka? Z niecierpliwością czekam na komentarze. :-)
PS. Zapraszam też do mojego postu
Jak osiągnąć efekt sztucznych rzęs w 1,5 miesiąca