czwartek, 25 sierpnia 2016

O asertywności i życiu pod jednym dachem z małym dzieckiem




Nie należę do osób asertywnych. Niestety. Żeby wyjść od fryzjera w loczkach, stwierdzić, że gorzej wyglądać nie można i chcąc uniknąć konfrontacji, pójść do innego fryzjera w tej samej galerii handlowej, aby włosy wyprostował? Albo kupić dziecku zupę w słoiczku, dodać do niej makaron i dwa żółtka, po czym zapakować do żłobka w pudełku z obawy przed krytyką? Brak słów.

 Od kiedy jest Mały, zachowania asertywne przychodzą mi łatwiej. Nadal w wielu sytuacjach moja asertywność jest niewystarczająca i potem przez cały dzień jestem na siebie wściekła, przeżywam dane zdarzenie, zastanawiam się jak mogłam się zachować i co powiedzieć.  Ale jest lepiej. Może dlatego, że jak ta lwica walczę o dobro młodego. Sam sobie przecież nie poradzi...

Dziecko zmienia. Sprawia, że patrzymy na wiele kwestii inaczej, bardziej odpowiedzialnie. I asertywnie. Postępujemy nieco ostrożniej, przewidujemy, wybiegamy myślami do przodu, jak w szachach. Ale to też nie od razu. Czasem trzeba się sparzyć raz, drugi, trzeci, aby w końcu dojrzeć do tego, że mając w domu małe dziecko nie warto zostawiać na wierzchu cukiernicy, bo wyjdziemy na chwilę z pokoju i - bach! - wszystko na stole, podłodze i sofie. Gorąca kawa, drogie perfumy, kanapka z pomidorem, ulubione korale - wszystko musi być poza zasięgiem małego dziecka. Zapomnisz zamknąć drzwi do łazienki podczas robienia prania? Nie zdziw się, że trzeba będzie cykl prania ustawiać jeszcze raz. Moje dziecię raz mi odwaliło właśnie taki numer. Wchodzę do łazienki a tu z dwóch godzin zrobiło się dwadzieścia minut (chyba przestawił na pranie ręczne). To samo kurki z gazem. Tu już naprawdę trzeba uważać... Długopis - mój wróg numer jeden. :-] Ostatnio pisałam coś na kartce późnym wieczorem, Mały już spał. Zapomniałam odłożyć pisadło wyżej, zostawiłam w salonie na stole. Na drugi dzień, po standardowym obrządku "przewijanie - ubieranie - śniadanie" postanowiłam zrobić pranie. Młody poszedł się bawić. Po paru minutach wchodzę do salonu a tu dzieło sztuki na kremowej, skórzanej sofie! Koszmar. Oczywiście nie pomogła woda z mydłem, płyn do mycia naczyń, nawet spirytus. Dopiero zmywacz do paznokci dał radę. Człowiek się męczy, a dzieciątko w tym czasie ściąga skarpetki z suszarki, a potem rozgniata kapsułkę piorącą, która leży w bębnie pralki... I tak to właśnie wygląda, gdy w domu mieszka mały człowieczek. Na każdym kroku trzeba myśleć. Jeden zły ruch i pozamiatane. Dużo jeszcze zależy od dziecka, od jego ruchliwości, temperamentu, zdolności do adaptacji w nowym otoczeniu itp. Są dzieci, które nie drą się wniebogłosy gdy wózek stoi w miejscu przy sklepowej półce, które potrafią się grzecznie bawić w restauracyjnym kąciku dla dzieci, z którymi podróż to przewaga plusów niż minusów. Z naszym tak niestety nie jest, stąd większe zakupy spożywcze robię przez internet, do restauracji chodzimy z mężem sami (raz na miesiąc lub dwa), a nasza ostatnia dalsza podróż miała miejsce prawie trzy lata temu. Życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz